sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 25

Cała rodzina Weasleyów znajdowała się w małej sali szpitalnej. No dobrze, prawie cała. Wszyscy nerwowo zerkali w stronę rudzielca leżącego na łóżku. Ustawili się w półkolu i szeptali konspiracyjnym tonem.
— Więc, on nic nie pamięta? — spytała Ginny.
— Cóż, technicznie rzecz biorąc, nie pamięta ostatnich dwóch…
— Lat — dokończyła kobieta. — Czyli nie pamięta tego, że zachowywał się jak dupek i największa kłamliwa szumowina na świecie?
Jej pytanie spowodowało, że rudzielec na łóżku zarumienił się jeszcze bardziej, chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia, o co chodzi jego siostrze.
— Ale do cholery, co tu robi Lavender Brown? — zapytała, wskazując na blondynkę. — Albo Sadie Rayne? Co one mają wspólnego z tą sprawą?
— Gin, poprosiłam Sadie żeby tu przyszła, ale właściwie… — Hermiona spojrzała na byłą Gryfonkę. — Lavender, co ty tu robisz?
— Dowiedziałam się, co się stało na boisku i od razu przyszłam — odpowiedziała, patrząc na Hermionę tak, jakby była zdegustowana faktem, że ta zadaje jej tak idiotyczne pytania.
Ginny przewróciła oczami i spojrzała na nabuzowaną Lavender.
— Dobrze, wydaje mi się, że wreszcie powinniśmy to wyjaśnić. — Westchnęła przeciągle. — Co cię łączy z Ronem? Bo jeśli jesteś tu tylko po to… może inaczej. Wszyscy wiemy, że dwa lata temu on był zakochany w Hermionie. Ty także o tym wiesz, dlatego nie rozumiem, po co tu przyszłaś… Kim ty dla niego jesteś?
— Jestem, ja jestem…
— Ostatnią kochanką Rona — odpowiedziała Sadie.
Kilka osób zgromadzonych w pomieszczeniu jęknęło. Mężczyźni posłali Ronowi mordercze spojrzenia, a Harry zbliżył się do jego łóżka i zapytał zirytowanym głosem:
— Serio, Ron? Znowu związałeś się z Lavender? Czy ty nigdy nie uczysz się na swoich błędach?
Blondynka wciągnęła głośno powietrze i zrobiła krok w stronę mężczyzny. Na szczęście Hermiona ją zatrzymała.
— Lavender, proszę cię, uspokój się! — niemal krzyknęła, po czym potarła skronie. Merlinie, dlaczego to się dzieje?
Przez chwilę nikt się nie odzywał, chociaż każdy z będących w pomieszczeniu osób, miał ochotę dodać coś od siebie. Niezręczną ciszę przerwała pani Weasley.
— Kochani, Ron zamieszka z nami w Norze — ogłosiła.
Wszyscy spojrzeli na nią.
— Ron jest moim synem. Owszem dokonał kilku nieprzemyślanych wyborów. Myślałam, że to go czegoś nauczy, ale najwyraźniej się pomyliłam. Ale nie mogę go zostawić samego — powiedziała stanowczo, pomimo dziwnych spojrzeń członków swojej rodziny. — Lekarze powiedzieli, że teraz będzie potrzebował kogoś, kto się nim zajmie. Będę mu pomagać dopóki nie wydobrzeje.
— A co z apartamentem, w którym mieszkam razem z Hermioną? — zapytał głośno Ron.
Wszyscy popatrzyli na niego.
— Ron, kazałeś Hermionie się wyprowadzić — odpowiedziała Ginny.
— Co? — zapytali Weasleyowie, w tym sam zainteresowany.
— Co zrobiłeś, Ron? — wrzasnęli George i Bill, zbliżając się do brata.
— Ja nie… Nigdy bym nie mógł tego zrobić! — Rudzielec pisnął, widząc gniewne spojrzenia braci.
— Chłopaki, dajcie spokój! Jest w porządku! — Hermiona stanęła pomiędzy Ronem a jego zdenerwowanymi braćmi, którzy przejmowali się kobietą, tak jakby była ich siostrą. Spojrzała na swoją przyjaciółkę i wzrokiem poprosiła ją o pomoc. Kobieta przybliżyła się do nich i popatrzyła braciom prosto w oczy.
— Tak, to prawda. Z Hermioną jest wszystko w porządku. Draco poprosił ją, żeby się do niego wprowadziła. Przez jakiś czas będą mieszkać w jego apartamencie, ale powiem wam… — Ginny zagwizdała. — To miejsce jest wspaniałe, a wystrój pokoi zabiera dech w piersiach. Są idealne!
— Tak, Narcyza się tym zajęła — dodała Hermiona.
— Naprawdę? — Pani Potter uniosła brew ze zdziwienia. — Myślałam o remoncie na Grimmauld Place… tam jest tak ponuro…
Harry popatrzył na nią ostrzegawczo. — Gin.
— Cóż, zbliżają się moje urodziny… — zasugerowała kobieta, powodując atak paniki u swojego męża.
— Ciociu Hermiono, czy Draco jest tutaj? — zapytał Teddy, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
— Hmm? O czym ty mówisz, Teddy? — panna Granger uniosła brew ze zdziwienia.
— Draco musiał tu przyjechać. Anna powiedziała, że zabrał chłopca do spi... — Teddy miał trudności z wypowiedzeniem słowa „szpital”. — Tutaj. Miał być tu z chłopcem. Tak nam powiedziała Anna.
Hermiona skupiła całą swoją uwagę na Teddym. — Czekaj, co?
Ginny popatrzyła na Hermionę. — Zapomniałam. Teddy ma rację, Malfoy jest tutaj — powiedziała dosadnie.
— O mój Boże, co się stało?
— Nie wiem, ale Anna mówiła coś o małym chłopcu, który wygląda jak Malfoy. — Ginny zagryzła wargę, próbując sobie przypomnieć więcej szczegółów.
— Colby — wyszeptała Hermiona.
— Zgadza się. Anna powiedziała, że on tak się nazywał. — Pani Potter spojrzała na nią zdumiona. — Znasz go?
— Tak, on jest przyrodnim bratem Draco.
— Jest jego kim? — zapytały chórem osoby zgromadzone w sali. Jednak Hermiona całkowicie ich zignorowała.
— O mój Boże, Ginny, muszę iść — mruknęła Hermiona nerwowo, tuż przy twarzy Ginny.
— Wiem — odparła kobieta. — Idź do swojego Romeo. Wyjaśnię im wszystko. Ale potem sobie porozmawiamy. Dobrze wiesz o czym. — Mrugnęła okiem i lekko się uśmiechnęła.
— Dziękuję. — Hermiona przytuliła Ginny, a potem chciała uścisnąć Teddy’ego, ale on nie chciał jej puścić.
— Chcę iść z ciocią Mionką! Chciałbym zobaczyć Draco — powiedział głośno i dosadnie.
— Teddy, nie mogę…
— Nie, śmiało — przerwał jej Harry. — Obawiam się, że w niedługim czasie Ron wybuchnie, a nie chciałbym, żeby mój syn uczył się takich słów. Za wcześnie na to.
Hermiona posłała przyjacielowi znaczące spojrzenie, a potem przeniosła wzrok na Ginny, która lekko skinęła głową. Kątem oka zerknęła na Rona. Patrzył oszołomiony i całkowicie zdezorientowany.
— Przepraszam, Ron — wyszeptała Hermiona, unikając jego wzroku, po czym podniosła Teddy’ego i wyszła z pomieszczenia najszybciej jak się dało.
Kiedy zniknęła z pola widzenia, Harry i Ginny spojrzeli na rodzinę Weasleyów, a potem na siebie.
— Cóż, Gin, chcesz czynić honory czy ja mam to zrobić? — zapytał mężczyzna z nadzieją w głosie.
— Śmiało, Harry. Obawiam się, że jeśli zaczęłabym to wszystko wyjaśniać, nie mogłabym przestać, a przy okazji moje słownictwo byłoby takie barwne, że moja matka dostałaby zawału — mruknęła Ginny dosadnie.


Teddy owinął ręce bardzo mocno wokół szyi Hermiony, która szybkim krokiem dobiegła do recepcji. Gdy była już na miejscu, zatrzymała się i próbowała uspokoić oddech. Pielęgniarka przyglądała się jej badawczo. Kilka sekund później panna Granger była w stanie mówić.
— Czy ktoś o nazwisku Malfoy dzisiaj tu był? — zapytała desperacko.
Kobieta przeskanowała ją wzrokiem, a potem zerknęła na Teddy’ego, który otworzył szeroko oczy i wyraźnie oczekiwał na twierdzącą odpowiedź.
— Tak, na oddziale dziecięcym. Ale przykro mi nie mogę pani powiedzieć, w którym pokoju leży, dopóki nie wyjaśni pani, czy jest pani kimś z rodzi…
— Ona jest ze mną — powiedział znajomy głos. Hermiona spojrzała w tamtym kierunku. — Sephina Mathews, matka Colby’ego Malfoya. Proszę powiedzieć, w której sali leży mój syn.
Kilka minut później Hermiona szła za Sephiną, a cisza pomiędzy nimi była niemal ogłuszająca. Teddy, pomimo swojej gadatliwej osobowości, także nie odezwał się ani słowem. Jednak był pierwszym, który krzyknął, gdy zobaczył swojego kuzyna.
— Draco!
Blondyn stał po jednej stronie korytarza, a Lucjusz po drugiej. Obaj wyglądali prawie identycznie. Każdy opierał się o ścianę ze skrzyżowanymi ramionami, patrząc wszędzie, ale nie na siebie.
— Draco! — krzyknął znowu chłopiec.
Mężczyźni spojrzeli w jego kierunku. Draco uśmiechnął się tak szeroko, że Hermiona zdębiała. Była tak zaskoczona, że nawet nie zauważyła, że mężczyzna pobiegł do niej i mocno ją przytulił.
— Przyszłaś — powiedział, oddychając z ulgą.
— Oczywiście — mruknęła z lekkim uśmiechem.
— Draco, udusisz mnie! — wyszeptał Teddy.
Blondyn odsunął się. Wziął chłopca z rąk kobiety i podrzucił go do góry, powodując wybuch śmiechu.
— Przepraszam, mój ulubiony mikrusie.
Teddy zmrużył oczy ostrzegawczo, ale nic nie powiedział.
— Draco — powiedział Lucjusz.
Wszyscy troje spojrzeli na niego. Mężczyzna wskazał pielęgniarkę, która wyszła na korytarz.
— Draco Malfoy? — zapytała.
— Tak — odpowiedział krótko.
— Jeśli jest pan gotowy, możemy za chwilę zacząć.
Westchnął.
— Oczywiście.
Skierował się w stronę drzwi, ale w ostatniej chwili Hermiona złapała go za rękę.
— Idziemy z tobą.
Odwrócił się i spojrzał na nią.
— Wydaje mi się, że nie możecie. Na pewno nie powinno tam być Teddy’ego. Dzieci nie powinny tego oglądać.
— Dam sobie radę — wykrzyknął Teddy z oburzeniem.
Draco pokręcił głową.
— Teddy, igły których używają te pielęgniarki są tak grube jak moja różdżka. — Draco pokazał mu swoją różdżkę. Oczy chłopca rozszerzyły się i zadrżał z przerażenia.
— Obiecuję, że wrócę, a wtedy powiesz mi, dlaczego ty i Potter musieliście tu się teleportować. — Draco lekko pocałował Hermionę w czoło.


— Więc, Hermiona jest teraz z fretką? — zapytał Ron.
Ginny przytaknęła.
— Cóż, wydaje mi się, że naprawdę zawaliłem.
George i Ginny prychnęli, jakby to co powiedział, było odkryciem roku.


Hermiona trzymała Teddy’ego bardzo blisko siebie, unikając przy tym kontaktu wzrokowego z Lucjuszem Malfoyem.
— Hermiono, czy twój syn chciałby gorącej czekolady? — zapytała Sephina, podchodząc do niej z dwoma parującymi kubkami.
Hermiona spojrzała na nią ze zdziwieniem. W pierwszej chwili nie wiedziała, o co jej chodzi, ale sekundę później dotarło do niej, że Sephina myśli, że Teddy jest jej synem.
— Oh, on jest, Teddy nie jest moim synem. Jest tak jakby moim siostrzeńcem i… — Spojrzała na chłopca. — Teddy, chcesz gorącą czekoladę?
Oczywiście skinął głową.
— Dziękuję — powiedziała, uśmiechając się do Sephiny, po czym podała maluchowi parujący kubek. — Kochanie, co się mówi?
— Dziękuję. — Uśmiechnął się, zanim wziął pierwszy łyk.
— Może też się napijesz? — zapytała Sephina.
— Nie, dziękuję. — Panna Granger uśmiechnęła się lekko. — Jak się trzymasz? — zapytała uprzejmie.
— Jestem, jestem… — wyszeptała kobieta z wahaniem. — Boję się śmierci. — Po czym rozpłakała się. Łzy, które napłynęły do jej oczu, spływały strumieniami po jej policzkach. — Colby jest moim dzieckiem. Jeśli zabieg się nie uda, nie wiem co się stanie. Nawet nie chcę o tym myśleć. Kiedy jesteś matką nie chcesz sobie wyobrażać tego, że twoje dziecko umrze przed tobą. To zbyt okrutne.
Hermiona przytuliła szlochającą kobietę.
— Czasami czuję, że to co się stało, to moja wina. Colby choruje przeze mnie — powiedziała, upadając na podłogę.
Oczy Hermiony rozszerzyły się, gdy ujrzała załamaną kobietę, opierającą się o jej kolana. Spojrzała w górę i zobaczyła bladego z przerażenia Lucjusza.
— Los ukarał mnie za to, co zrobiłam Draco i jego matce. Za to, że zniszczyłam tą rodzinę. Oko za oko. Rodzina za rodzinę.
Lucjusz szybko znalazł się przy niej i wziął ją w ramiona.

— Sephino! — wrzasnął płaczliwym tonem. — Nigdy, nigdy tak nie mów…


— Co do cholery? — wymamrotał Draco, kiedy niemrawym krokiem wyszedł z sali. Czuł się bardzo słaby, myśląc o krwi i szpiku kostnym, który mu pobrali… tak, dobrze, nie będzie o tym myślał. Tak będzie najlepiej. Było mu niedobrze na samą myśl o tym, co mu zrobili. Powoli wyszedł na korytarz i zobaczył… swojego dawcę spermy obejmującego Sephinę, która trzymała Teddy’ego w swoich ramionach, a on lekko poklepywał ją po plecach. Hermiona siedziała po drugiej stronie chłopca z kubkiem czegoś parującego w ręce i nieprzyjemnym spojrzeniem na twarzy. Wydawało się, że poczuła, że ją obserwuje, bo spojrzała w jego stronę.
— Draco! — krzyknęła, widząc go opierającego się o framugę drzwi.
Trzy osoby na podłodze spojrzały w górę.
Draco pomachał im słabo. — Przegapiłem coś? — zapytał, zanim Hermiona podbiegła do niego i mocno przytuliła.
— Draco — wyszeptała tuż przy jego twarzy i przesunęła dłonią po jego blond włosach.
— Tak, Hermiono? — Spróbował się uśmiechnąć, ale okazało się, że nie ma wystarczającej ilości energii.
— Draco, dobrze się czujesz? — zapytała, patrząc na niego z niepokojem. Nie wyglądał zbyt dobrze. Był bledszy niż zwykle, prawie przezroczysty.
Sekundę później mężczyzna przewrócił oczami, zachwiał się i runął na podłogę jak długi. Hermiona krzyknęła, gdy jej chłopak upadł na nią, przy okazji przewracając ją razem ze sobą.


Draco zamrugał oczami kilka razy, zanim szeroko je otworzył. Pierwszą rzeczą jaką zobaczył była pielęgniarka pochylająca się nad nim. Ta, która robiła zabieg.
— Obudziłeś się. To dobrze — powiedziała, skanując go oczami.
Draco wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
— Panie Malfoy, zasugerowałam panu, żeby poleżał pan trochę w łóżku, zanim wyjdzie pan na korytarz. Zazwyczaj nie mówię takich rzeczy bez przyczyny — skarciła go.
Prychnął pod nosem.
Kiedy pielęgniarka wyszła, poczuł ciepło dochodzące z jego lewej dłoni. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył Hermionę Granger trzymającą ją za rękę i opierającą policzek o brzeg łóżka.
— Hermiono?
Gdy usłyszała swoje imię, szybko podniosła się i spojrzała na niego spod przymkniętych powiek. — Draco? — zapytała sennie.
— Tak.
Uśmiechnęła się i spontanicznie rzuciła się w jego stronę.
— Draco! — wrzasnęła płaczliwym tonem.
— Co się stało?
— Zemdlałeś. To się stało. Przy okazji wystraszyłeś mnie na śmierć — powiedziała, obejmując go i ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi.
— Przepraszam za to.
— Merlinie — mruknęła zanim lekko dała mu kuksańca w bok. — Dlaczego nigdy nie słuchasz innych?
— Um, to pewnie przez złe geny — zażartował.
Hermiona wstała i skrzyżowała ramiona. Przez chwilę wyglądała na rozgniewaną, ale sekundę później uśmiechnęła się lekko, wyraźnie rozbawiona jego odpowiedzią.
Blondyn westchnął. — Nie chcę spędzić tu ani minuty dłużej.
Kobieta nachyliła się nad nim i odgarnęła niesforny kosmyk włosów z jego twarzy. — Dobrze postąpiłeś, Draco. Colby miał operację dwadzieścia osiem minut temu. Jest stabilny i lekarze myślą, że przeszczep się udał. Jest duża szansa, że wydobrzeje i będzie żyć jak inne dzieci.
Malfoy uśmiechnął się lekko.
— Ale jest jedna rzecz. — Kobieta zagryzła wargę.
Spojrzał na nią wyczekująco.
— Będziesz musiał być dawcą przez kolejne dwa lata, co sześć miesięcy. Czyli cztery razy.
Zmarszczył brwi, próbując przetrawić to, co powiedziała. Gdy zrozumiał o co chodzi, poczuł, że robi się blady. Zgodnie z oczekiwaniami Hermiony, znowu zemdlał.
— Merlinie, co za mięczak. Zachowuje się gorzej niż Harry — westchnęła.
Cóż, Draco bardzo się zmienił, ale niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią. Draco Malfoy, pomimo dorastania i dojrzewania, w obliczu bólu zachowywał się jak mięczak.


Teddy siedział wśród Weasleyów na kolacji w Norze. Odsunął ziemniaki na bok talerza.
— Teddy, jedz ziemniaki — poprosiła Ginny.
Chłopiec jęknął, ale wziął mały kawałek na widelec.
— Co się dzieje, dzieciaku? — zapytał George, pochylając się w jego stronę.
— Chciałem zostać z ciocią Mionką w szpitalu. — Dąsał się maluch.
Ron poderwał się ze swojego miejsca. — Co?
— Wiem, Teddy, ale Hermiona chciała zająć się Draco i nie mogłaby tego zrobić, gdyby dodatkowo musiała zajmować się tobą — mruknął Harry.
— Mógłbym sobie znaleźć jakieś zajęcie, ale chciałem tam być, żeby upewnić się, że z Draco wszystko porządku. Nie wyglądał zbyt dobrze, bo wbili mu taką wielką igłę, która grubością przypomina jego różdżkę — wymamrotał chłopiec.
Ron próbował zrozumieć to, co powiedział Teddy i zrobiło mu się niedobrze. Co dokładnie łączyło Hermionę z fretką? W jaki sposób Malfoy przekonał do siebie to dziecko? Za każdym razem, gdy Teddy patrzył na niego, widział wrogość w jego oczach, chociaż domyślał się, że takie małe dziecko nie ma pojęcia co znaczy to słowo. Co mógłby zrobić żeby odzyskać Hermionę? Oczywiście miał zamiar to zrobić. Nie wiedział, czy mógłby bez niej żyć. Ona naprawdę była dla niego wszystkim i musiał znaleźć sposób, żeby jej to udowodnić.


Hermiona obudziła się następnego ranka, czując zapach świeżo parzonej kawy. Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła parującą filiżankę na małym stoliku w jej pokoju. Bluszczyk naprawdę ją rozpieszczała. Wstała z łóżka i podeszła do stolika. Najpierw powąchała napój, po czym wzięła pierwszy łyk. Tego jej było trzeba. Usiadła na krześle i rozwinęła Proroka Codziennego. Kiedy zobaczyła nagłówek na pierwszej stronie, od razu tego pożałowała.

WIADOMOŚĆ OD RONA WEASLEYA DO DRACO MALFOYA: WYZYWAM CIĘ NA POJEDYNEK W QUIDDITCHU. MOJA DRUŻYNA PRZECIWKO TWOJEJ O RĘKĘ HERMIONY.
PŁATNA reklama Rona Weasleya.

To był tytuł. CO. DO. CHOLERY!
Hermiona wpatrywała się w tytuł reklamy przez minutę. Czuła buzującą złość. Mecz Quidditcha o jej rękę? Czy Ron nie tylko stracił pamięć, ale także mózg? Co do cholery jest z nim nie tak? Jeśli myślał, że to romantyczny gest, to grubo się myli. Miała przeczucie, że niedługo się o tym przekona.

HERMIONA GRANGER NIEWINNĄ CZAROWNICĄ CZY NOTORYCZNĄ NIERZĄDNICĄ?
Autorstwa Rity Skeeter

Hermiona prychnęła, gdy zobaczyła małą kolumnę z prawej strony reklamy Rona. Oczywiście Skeeter musiała wsadzać nos w nie swoje sprawy.
___________

Witajcie :) w ten sobotni wieczór publikuję nowy rozdział. Tak jak obiecałam, pojawia się szybko. Jak wrażenia? Jestem bardzo ciekawa Waszej reakcji na przedstawione wydarzenia. Oczywiście Draco zachował się tak jak powinien. Cieszę się, że to zrobił mimo tego że boi się igieł (hah jednak mamy coś wspólnego xD). Jak widzicie, Ron nie zamierza odpuścić. Ale to czy dojdzie to meczu, wyjaśni się w kolejnych rozdziałach. 
Historia powoli dobiega końca. Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej jest mi strasznie smutno, bo przyzwyczaiłam się do Teddy'ego, Draco i Hermiony. Nawet nie przeszkadza mi Blaise, a to bardzo rzadko występująca sytuacja. Kolejny rozdział powinien pojawić się w przyszłym tygodniu, ale nie wiem dokładnie kiedy, dlatego nie będę nic obiecywać.
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 24

— Schowaj to! — szepnął Draco. Teddy skinął głową i próbował włożyć miotłę pod koszulę, ale z marnym rezultatem.
Hermiona otworzyła szeroko oczy, widząc ich poczynania.
— Draconie Malfoyu nie kupiłeś mu miotły, prawda? — zapytała, patrząc na niego.
— Cóż…
— Draco!
— Ciocia Mionka, tak bardzo za tobą tęskniłem! — krzyknął Teddy, rozkładając ręce w jej stronę i dyskretnie podając miotłę blondynowi.
— Oh, ja też za tobą tęskniłam, kochanie.
Teddy jesteś aniołem — pomyślał Draco. Podświadomie pogratulował maluchowi tego, że w sytuacji kryzysowej potrafi być małym słodkim brzdącem, który umie odwrócić uwagę Hermiony i zapobiec kłótniom. Chłopiec zachowywał się jak typowy Malfoy.
— Dlaczego nie zabraliście mnie ze sobą? — zapytał Teddy teatralnym tonem. Hermiona od razu mocno go przytuliła, na co on prychnął z poirytowaniem.
— Teddy, wiesz, że cię kocham, ale nie mogłam tak po prostu zabrać cię ze sobą do Irlandii.
— Owszem, mogłaś. — Chłopiec pokiwał głową z entuzjazmem.
— Nie wiem czy twoi rodzice by się na to zgodzili — mruknęła z trudem tłumiąc śmiech.
— Mogliśmy im wysłać soweeeeeeee — zapłakał Teddy.
Harry szybko znalazł się obok niego i wziął go na ręce.
— Hola, hola, ty mały bezczelny potworze — powiedział Wybraniec, mrużąc gniewnie oczy. — Kto powiedział, że ciocia Miona zabierze cię ze sobą? Znam ją dłużej i myślę, że zabrałaby mnie.
— Nie zrobiłaby tego. — Teddy pokręcił głową. — Jestem ładniejszy.
— Cóż… — Harry zaśmiał się. — Wygrałeś.
Draco odetchnął z ulgą, sądząc, że sytuacja jest opanowana, ale nagle poczuł, ostry ból na ramieniu. Odwrócił głowę w tamtą stronę i zobaczył, że Hermiona uszczypała go w ramię.
— Ała, to bolało.
— Bo miało. Nie myśl, że ci się upiekło — syknęła, czytając w jego myślach.
— Cholera.
Hermiona uniosła brew.
Draco pochylił się i pocałował ją w czoło. — Jesteś taka słodka, gdy się złościsz. — Po czym dał jej buziaka w usta.
— Ewwwww Draco — mruknął Teddy z obrzydzeniem.
— Co przegapiliśmy? — spytał Blaise, gdy razem z Luną teleportowali się do mieszkania Draco. Mężczyzna spojrzał na chłopca z zaciekawieniem.
— Draco pocałował ciocię Hermionę! — krzyknął maluch z przerażeniem.
— Oh, to jest takie eww. — Blaise nie mógł się powstrzymać i roześmiał się na głos.
— Blaise, nie drwij sobie ze mnie! — Teddy pogroził mu palcem.
— Wiesz, co znaczy to słowo? — Zabini uniósł brew.
— Ciocia Mionka uczyła mnie nowych słów, kiedy u niej byłem — powiedział chłopiec, wypinając dumnie pierś.
— Merlinie — mruknął Draco. — Nic dziwnego, że mikrus używa takich słów jak multum, wieloznaczny lub dewotka. Draco zachowujesz się jak dewotka. — Blondyn parodiował głos Teddy’ego.
Hermiona pokręciła głową z politowaniem, a Ginny i Luna roześmiały się głośno.
— Kolacja jest prawie gotowa, musimy tylko poczekać na Kena i Annę. Chodźmy do salonu. Bluszczyk przygotowała przekąski — zaproponowała Hermiona, patrząc na zegarek.
— Cudownie, Bluszczyk jest fenomenalną kucharką — skomentował Blaise.
— Cóż, Potter, chyba powinienem ci to dać — powiedział Draco, podając Harry’emu miotłę.
Mężczyzna spojrzał na najnowszy model Błyskawicy. Wiedział, że jest bardzo droga i takie prezenty są po prostu nieodpowiednie dla Teddy’ego. Rzucił blondynowi ostrzegawcze spojrzenie.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jestem zadowolony z faktu, że kupujesz mu takie drogie prezenty? Nie chodzi o to, że ja i Ginny wypadamy przy tym słabo, ale o to, że nie chcę, żeby mój syn wyrósł na takiego zepsutego i rozkapryszonego człowieka jak jego kuzyn.
Przez chwilę patrzyli na siebie ze złością. Mimo tego, że Draco był z Hermioną i wyglądali na szczęśliwych, Harry nie zawsze pochwalał decyzje blondyna. Szczególnie nie podobało mu się to, że za bardzo rozpieszczał Teddy’ego.
— Merlinie, nie pozwól na to, żeby mikrus taki był. — Draco wzdrygnął się, na co Harry zmarszczył brwi.
— Posłuchaj, robię to dlatego, że chcę jakoś mu zrekompensować te cztery lata, kiedy nie miałem z nim żadnego kontaktu, co w gruncie rzeczy zawdzięczam ciotce Andy.
Harry był zaskoczony jego wyznaniem. Ciotka Andy? Czyżby miał na myśli Andromedę Tonks?
— I nigdy nie chciałem podważyć twoich albo Łasi-, oh przepraszam zły nawyk, nigdy nie chciałem podważyć metod wychowawczych pani Potter. Gdybym to zrobił, zapewne już by mnie tu nie było, bo Hermiona by się ze mną rozprawiła. Zresztą ty znasz ją najlepiej i wiesz do czego jest zdolna — mruknął Draco porozumiewawczym tonem, po czym wszedł do salonu.
Wybraniec zamrugał dwa razy, po czym uśmiechnął się i spojrzał na miotłę. Związek z Hermioną wyszedł Draconowi na dobre. Wydawał się być lepszym człowiekiem.
Postawił miotłę przy wieszaku na ubrania i skierował się do salonu. Popatrzył na Draco, który obejmował Hermionę w pasie i szeptał jej coś do ucha. Kobieta szybko obróciła się w jego stronę i włożyła mu do ust ser i krakersy, które trzymała w ręce. Widząc jego minę, roześmiała się tak głośno, że Harry’ego rozbolały uszy. Uśmiechnął się pod nosem. Kto by pomyślał, że panna Granger potrafi żartować?
— Ty! — krzyknął Draco, próbując wyjąć z ust ser i krakersy.
— Draco, wyglądasz śmiesznie. — Teddy zaśmiał się i włożył do ust winogron. Gdy zobaczył mordercze spojrzenie blondyna, znowu zachichotał.
— Cześć? — powiedział Ken, gdy wszedł do mieszkania.
— Hej Ken, dobrze cię widzieć. — Hermiona uśmiechnęła się i podeszła do niego.
— Cześć Ken — powiedzieli chórem Blaise i Luna.
— Też się cieszę, że cię widzę — szepnął tuż przy twarzy Hermiony i pocałował ją w policzek. — Cześć wszystkim. — Pomachał do gości.
Draco starał się nie warczeć. Nie ufał temu facetowi. Od balu wydawał mu się podejrzany. Nie miało to nic wspólnego z faktem, że Hermiona uważała Kena za przystojnego mężczyznę. Dobra, może trochę…
— Musimy jeszcze poczekać na Annę i możemy siadać do stołu. — Hermiona uśmiechnęła się z podekscytowania. Cieszyła się, że są tu wszyscy jej przyjaciele. Ostatnio mieli dla siebie bardzo mało czasu. Nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatnim razem wspólnie siedzieli przy stole.
Goście rozsiedli się na miękkich kanapach i nagle na środku salonu pojawił się patronus swoim wyglądem przypominający kruka. Mimo że byli czarodziejami i na co dzień mieli styczność z mówiącymi patronusami, wszyscy podskoczyli do góry, słysząc jego piskliwy głos:
— Panno Hermiono Granger, prosimy o natychmiastowe zjawienie się w świętym Mungu. Oddział rannych i niepełnosprawnych.
Po czym zniknął z trzaskiem. Wszyscy dorośli spojrzeli na zdumioną Hermionę.


Hermiona i Harry aportowali się do szpitala, pozostawiając gości w domu, mimo sprzeciwu Draco.
— Dobry wieczór, witamy na oddziale rannych i niepełnosprawnych. Nazywam się Riley, w czym mogę pomóc? — zapytała pielęgniarka, stojąca przy recepcji.
— Niedawno wysłano do mnie patronusa. Nazywam się Hermiona Granger — odpowiedziała kobieta.
— Oh! Dobrze, że pani jest. Zapraszam do pokoju Q19. Marton Forro czeka na tam na panią razem z pacjentem.
Hermiona podziękowała pielęgniarce i dziarskim krokiem przeszła przez korytarz.
— Czy sekcja Q nie jest przeznaczona dla graczy Quidditcha? — zapytał Harry, doganiając kobietę.
Zatrzymała się w pół kroku. Mężczyzna stanął obok niej. Spojrzeli na siebie i w jednej chwili zrozumieli o kogo chodzi.
— Ron — powiedzieli jednocześnie.


Draco w ciszy przeżuwał kluski ziemniaczane, starając się nie okazywać żadnych emocji. Bardzo chciał teleportować się z Hermioną do świętego Munga, ale poprosiła żeby został w domu. W końcu to było jego mieszkanie. Jednak czuł, że wydarzy się coś złego. To wszystko było bardzo podejrzane.


Hermiona oparła się o ścianę i spojrzała znacząco na Harry’ego. Nie chciała tam wchodzić. Mężczyzna westchnął, spojrzał przez oszklone drzwi na swojego przyjaciela i lekko zapukał.
— To ona. Mówiłem ci, że przyjdzie — mruknął Ron do pielęgniarki. — Możesz sobie iść, bo ona się mną zajmie. Obiecuję, że na pewno się mną zajmie. Nie mogę tu zostać na noc, nie mam na to czasu. Jutro jest nasza rocznica i chciałem przygotować coś specjalnego, żeby… żeby wybaczyła mi ostatni rok… Harry? — mężczyzna krzyknął głośno.
— Ron — mruknął Harry ponuro.
— Co ty tu robisz? Gdzie jest Hermiona?
— Hermiona… Do cholery, Ron, co jest z tobą nie tak? Nie uważasz, że wystarczająco ją skrzywdziłeś? Daj jej spokój. Ona jest szczęśliwa… — Nie przejmował się tym co mówi. Chciał jedynie szczęścia Hermiony.
— Nie wydaje mi się, że jest na mnie aż tak bardzo zła za to, że nie byłem na jej urodzinach. Armaty musiały grać na Ukrainie. Musiałem tam być. Ale za to kupiłem zabawkę dla Krzywołapa.
Harry cofnął się zmieszany. Otworzył oczy z szoku. — Ron, to było dwa lata temu.
— Co masz na myśli?
— Panie Weasley to właśnie próbuję panu powiedzieć. — Westchnęła pielęgniarka. — Stracił pan pamięć z ostatnich dwóch lat.
— Nie — powiedzieli chórem pacjent w łóżku i osoba, która właśnie weszła.
Harry obrócił się.
— Hermiono — wyszeptał z niepokojem, widząc jej bladą twarz. Kobieta poczuła, że jej świat wiruje.
— Kto to? — zapytał Ron, wskazując Sadie Rayne, która przeszła przez drzwi. Brunetka spojrzała na niego i uniosła wysoko brwi.
— To są jakieś żarty, prawda? — zapytała, zwracając się do Hermiony.
Panna Granger pokręciła głową. — Nie, ale chciałabym, żeby były.
Ledwo skończyła zdanie, a drzwi otworzyły się szeroko i do pokoju wpadła blondynka o kręconych włosach. — Mon-Ron!
Oczy Harry’ego otworzyły się jeszcze szerzej i spojrzał na trzy kobiety. — O cholera.


Draco usiadł na kanapie i patrzył na wielki zegar, a w międzyczasie Bluszczyk oprowadzała Ginny, Kena i Teddy’ego po mieszkaniu mężczyzny. Blaise usiadł na fotelu naprzeciwko przyjaciela, a Luna przeglądała półki wypchane po brzegi różnego rodzaju książkami. Niektóre z nich należały do Hermiony.
W pomieszczeniu panowała cisza. Jedynie można było usłyszeć ciche podśpiewywanie kobiety.
— Draco, dlaczego masz w biblioteczce książki Susan Elizabeth Philips? — zapytała, starając się nie śmiać.
— Kto to jest? — spytał blondyn, nie mając pojęcia o czym Luna mówi.
— Mugolska pisarka, która pisze głównie romanse — wyjaśniła.
Blaise prawie się zakrztusił.
— Są Hermiony! — wtrącił szybko Draco.
— Rozumiem — odparła słodkim tonem.
Gdy to powiedziała, ktoś aportował się do mieszkania. Wszyscy odwrócili głowy w kierunku kominka i zobaczyli Annę, która trzymała za rękę małego chłopca.
— Gdzie jest Hermiona? — spytała kobieta, przybliżając się do nich, tak żeby mogli zobaczyć chłopczyka.
— Colby? — Draco uniósł brew ze zdziwieniem.
— Colby? — powtórzyli Blaise i Luna zdezorientowani.


— Co ty tu robisz? — krzyknęły jednocześnie Sadie i Lavender, patrząc na siebie ze złością.
— Co się dzieje, Hermiono? — zapytał Ron.
— Lavender, Sadie jest tutaj, bo ją zaprosiłam — powiedziała Hermiona, chcąc zapobiec wojnie między obiema kobietami. Domyślała się, że mogłyby rzucić się sobie do gardeł.
— Dlaczego, do cholery, ją zaprosiłaś, a w ogóle co ty tu robisz? Przecież nic już cię nie łączy z Mon-Ronem!
— O mój Boże, mogłabyś wreszcie przestać źle wymawiać jego imię? Jesteśmy dorosłe i tak też powinnyśmy się zachowywać, dlatego przestań tak piszczeć! To brzmi gorzej od dźwięku kredy na tablicy! — wrzasnęła Sadie.
To szybko uciszyło Lavender.
— Dzięki Merlinowi za to, że potrafisz słuchać. — Westchnęła Sadie.
— Zapytam jeszcze raz — powiedział Ron, zwracając na siebie uwagę wszystkich w pomieszczeniu. — Czy ktoś z was może mi powiedzieć, co tu się dzieje?
Sadie spojrzała na niego spod przymkniętych powiek. Zagryzła wargi i zbliżyła się do łóżka. Jej biodra kołysały się z gracją.
— Ron… — powiedziała prawie bezgłośnie. — Czy ty naprawdę mnie nie pamiętasz?
Rudzielec przełknął ślinę. — Cóż…
Kobieta dotknęła palcem jego skroni i schowała mu za ucho kosmyk włosów. Mężczyzna kolejny raz przełknął ślinę i utkwił wzrok w jej dekolcie. Oczy o mało nie wyszły mu z orbit, gdy zobaczył jej ponętne piersi.
Sadie zauważyła jego zachowanie i prychnęła z niesmakiem.
— Odejdź od niego! — krzyknęła Lavender bojowo. Chciała odepchnąć Sadie, ale Harry złapał ją za ręce, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
— On nie jest tego wart — mruknęła Sadie zdegustowanym tonem. — To kobieciarz, który nigdy nie będzie potrafił być wierny jednej kobiecie.
Harry puścił Lavender, gdy poczuł, że kobieta się rozluźnia.
Hermiona obserwowała całą sytuację i w jednej chwili zrozumiała, że Sadie ma rację. Ron nie był gotowy do stałego związku. Szkoda tylko, że nie wiedziała tego wcześniej.
— Um, Rayne, ja… nie bronię go, ale domyślam się, że było mu trudno nie zwrócić na ciebie uwagi — mruknął Harry niepewnie, spoglądając na swoje buty, aby uniknąć spojrzeń, które w tym momencie rzucały mu trzy kobiety.
Sadie uśmiechnęła się pod nosem i zwróciła się do niego, całkowicie ignorując głupią blondynkę. — Tak, ale Harry Potterze, ty patrzysz tylko na moją twarz albo na moje stopy. Tak bardzo kochasz swoją żonę, że nie masz odwagi spojrzeć na moje piersi, które podziwia miliony mężczyzn, łącznie z twoim przyjacielem — powiedziała, podchodząc do mężczyzny, po czym odwróciła się i wyszła przez drzwi, kręcąc biodrami. Wybraniec śledził wzrokiem jej stopy. Jego twarz przybrała kolor szkarłatu.
Ron także się zarumienił, a Hermiona zamknęła oczy. Dlaczego tu była? Chciała przytulić się do Draco, ale jego tu nie było. Dlaczego nie pozwoliła mu iść ze sobą? Dlaczego jej posłuchał?


— Colby, co ty tu robisz? — Draco usiadł prosto, a ton jego głosu nie był przyjacielski.
— Panna Granger dała mi swoją wizytówkę, jeśli kiedykolwiek chciałbym z nią porozmawiać — wyszeptał chłopiec.
Blondyn zamknął oczy i westchnął. Oczywiście ta cholerna kobieta musiała wtrącać nos w nie swoje sprawy. Ale nie dziwiło go to. Hermiona była cudowną kobietą, która nie mogła patrzeć na nieszczęście dzieci.
— Nie chcę żebyś był dawcą. Nie mogę od ciebie tego wymagać. Nie musisz tego robić. Nie chcę dawać rodzicom złudnej nadziei na to, że wyzdrowieję. Ja chcę tylko, żeby moi rodzice byli szczęśliwi — powiedział Colby silniejszym głosem. — Nie chcę żeby mamusia i tatuś cierpieli. Byłoby im łatwiej, gdybym odsze… — Chłopiec nie skończył swojej wypowiedzi, bo zasłabł tuż przed nimi.
— Colby! — krzyknął Draco, gdy podniósł chłopczyka. — Colby!
Nie było żadnej odpowiedzi. Bezwładne ciało leżało w ramionach Dracona, który poczuł się tak, jakby czas stanął w miejscu. Jednak po chwili otrząsnął się z szoku. Musieli coś zrobić.
— Blaise, skontaktuj się z moją matką i poproś ją o kontakt do Lucjusza lub kogokolwiek. Ja idę z nim do Świętego Munga!
Po czym aportował się do szpitala, chcąc jak najszybciej pomóc chłopcu.
— Jest tu ktoś? To nagły wypadek! Potrzebuję lekarza! Pomocy! — krzyknął mężczyzna, gdy znalazł się w szpitalu.
— Proszę pana, co się stało? — zapytała pielęgniarka, widząc jego panikę.
— Upadł przede mną, nie wiem co się stało! — krzyknął Draco histerycznie.
— Spokojnie, proszę się uspokoić. Powiedział pan, że chłopiec upadł przed panem?
Skinął głową.
— Czy ma pan jakiekolwiek informacje o jego stanie zdrowia?
— On choruje na… jak to się nazywało… wiem, BMD!
Kobieta popatrzyła na chłopca z niepokojem. Machnęła ręką na drugą pielęgniarkę, która szybko zabrała Colby’ego z ramion blondyna.
— Pielęgniarka się nim zajmie. Czy jest pan kimś z rodziny?
— Ja, ja, ja… jestem jego przyrodnim bratem — wychrypiał Draco.
_______________

Witajcie :) W ten niedzielny wieczór publikuję kolejny rozdział opowiadania. Niektórzy z Was przeczuwali, że sielanka między Draco a Hermioną nie potrwa długo no i oczywiście mieliście rację. Jak wrażenia po rozdziale? Mam nadzieję, że pozytywne ;)
Wczoraj wróciłam z urlopu naładowana pozytywną energią i wypoczęta jak nigdy dotąd. Przemyślałam kilka spraw i doszłam do wniosku, że teraz skupię się na końcówce Simply, bo ostatnie rozdziały są najważniejsze, a zostało ich tylko trzy. Także w najbliższym czasie wszystkie się pojawią ;)
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia :) Enjoy!
Mia Land of Grafic