Cała rodzina Weasleyów znajdowała się
w małej sali szpitalnej. No dobrze, prawie cała. Wszyscy nerwowo zerkali w
stronę rudzielca leżącego na łóżku. Ustawili się w półkolu i szeptali
konspiracyjnym tonem.
— Więc, on nic nie pamięta? — spytała
Ginny.
— Cóż, technicznie rzecz biorąc, nie
pamięta ostatnich dwóch…
— Lat — dokończyła kobieta. — Czyli
nie pamięta tego, że zachowywał się jak dupek i największa kłamliwa szumowina
na świecie?
Jej pytanie spowodowało, że rudzielec
na łóżku zarumienił się jeszcze bardziej, chociaż tak naprawdę nie miał
pojęcia, o co chodzi jego siostrze.
— Ale do cholery, co tu robi Lavender
Brown? — zapytała, wskazując na blondynkę. — Albo Sadie Rayne? Co one mają
wspólnego z tą sprawą?
— Gin, poprosiłam Sadie żeby tu
przyszła, ale właściwie… — Hermiona spojrzała na byłą Gryfonkę. — Lavender, co
ty tu robisz?
— Dowiedziałam się, co się stało na
boisku i od razu przyszłam — odpowiedziała, patrząc na Hermionę tak, jakby była
zdegustowana faktem, że ta zadaje jej tak idiotyczne pytania.
Ginny przewróciła oczami i spojrzała
na nabuzowaną Lavender.
— Dobrze, wydaje mi się, że wreszcie
powinniśmy to wyjaśnić. — Westchnęła przeciągle. — Co cię łączy z Ronem? Bo
jeśli jesteś tu tylko po to… może inaczej. Wszyscy wiemy, że dwa lata temu on
był zakochany w Hermionie. Ty także o tym wiesz, dlatego nie rozumiem, po co tu
przyszłaś… Kim ty dla niego jesteś?
— Jestem, ja jestem…
— Ostatnią kochanką Rona —
odpowiedziała Sadie.
Kilka osób zgromadzonych w
pomieszczeniu jęknęło. Mężczyźni posłali Ronowi mordercze spojrzenia, a Harry
zbliżył się do jego łóżka i zapytał zirytowanym głosem:
— Serio, Ron? Znowu związałeś się z
Lavender? Czy ty nigdy nie uczysz się na swoich błędach?
Blondynka wciągnęła głośno powietrze i
zrobiła krok w stronę mężczyzny. Na szczęście Hermiona ją zatrzymała.
— Lavender, proszę cię, uspokój się! —
niemal krzyknęła, po czym potarła skronie. Merlinie, dlaczego to się dzieje?
Przez chwilę nikt się nie odzywał, chociaż
każdy z będących w pomieszczeniu osób, miał ochotę dodać coś od siebie.
Niezręczną ciszę przerwała pani Weasley.
— Kochani, Ron zamieszka z nami w
Norze — ogłosiła.
Wszyscy spojrzeli na nią.
— Ron jest moim synem. Owszem dokonał
kilku nieprzemyślanych wyborów. Myślałam, że to go czegoś nauczy, ale
najwyraźniej się pomyliłam. Ale nie mogę go zostawić samego — powiedziała
stanowczo, pomimo dziwnych spojrzeń członków swojej rodziny. — Lekarze
powiedzieli, że teraz będzie potrzebował kogoś, kto się nim zajmie. Będę mu pomagać
dopóki nie wydobrzeje.
— A co z apartamentem, w którym
mieszkam razem z Hermioną? — zapytał głośno Ron.
Wszyscy popatrzyli na niego.
— Ron, kazałeś Hermionie się
wyprowadzić — odpowiedziała Ginny.
— Co? — zapytali Weasleyowie, w tym
sam zainteresowany.
— Co zrobiłeś, Ron? — wrzasnęli George
i Bill, zbliżając się do brata.
— Ja nie… Nigdy bym nie mógł tego
zrobić! — Rudzielec pisnął, widząc gniewne spojrzenia braci.
— Chłopaki, dajcie spokój! Jest w
porządku! — Hermiona stanęła pomiędzy Ronem a jego zdenerwowanymi braćmi,
którzy przejmowali się kobietą, tak jakby była ich siostrą. Spojrzała na swoją
przyjaciółkę i wzrokiem poprosiła ją o pomoc. Kobieta przybliżyła się do nich i
popatrzyła braciom prosto w oczy.
— Tak, to prawda. Z Hermioną jest
wszystko w porządku. Draco poprosił ją, żeby się do niego wprowadziła. Przez
jakiś czas będą mieszkać w jego apartamencie, ale powiem wam… — Ginny
zagwizdała. — To miejsce jest wspaniałe, a wystrój pokoi zabiera dech w
piersiach. Są idealne!
— Tak, Narcyza się tym zajęła — dodała
Hermiona.
— Naprawdę? — Pani Potter uniosła brew
ze zdziwienia. — Myślałam o remoncie na Grimmauld Place… tam jest tak ponuro…
Harry popatrzył na nią ostrzegawczo. —
Gin.
— Cóż, zbliżają się moje urodziny… —
zasugerowała kobieta, powodując atak paniki u swojego męża.
— Ciociu Hermiono, czy Draco jest
tutaj? — zapytał Teddy, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
— Hmm? O czym ty mówisz, Teddy? —
panna Granger uniosła brew ze zdziwienia.
— Draco musiał tu przyjechać. Anna
powiedziała, że zabrał chłopca do spi... — Teddy miał trudności z
wypowiedzeniem słowa „szpital”. — Tutaj. Miał być tu z chłopcem. Tak nam
powiedziała Anna.
Hermiona skupiła całą swoją uwagę na
Teddym. — Czekaj, co?
Ginny popatrzyła na Hermionę. —
Zapomniałam. Teddy ma rację, Malfoy jest tutaj — powiedziała dosadnie.
— O mój Boże, co się stało?
— Nie wiem, ale Anna mówiła coś o
małym chłopcu, który wygląda jak Malfoy. — Ginny zagryzła wargę, próbując sobie
przypomnieć więcej szczegółów.
— Colby — wyszeptała Hermiona.
— Zgadza się. Anna powiedziała, że on
tak się nazywał. — Pani Potter spojrzała na nią zdumiona. — Znasz go?
— Tak, on jest przyrodnim bratem
Draco.
— Jest jego kim? — zapytały chórem
osoby zgromadzone w sali. Jednak Hermiona całkowicie ich zignorowała.
— O mój Boże, Ginny, muszę iść —
mruknęła Hermiona nerwowo, tuż przy twarzy Ginny.
— Wiem — odparła kobieta. — Idź do
swojego Romeo. Wyjaśnię im wszystko. Ale potem sobie porozmawiamy. Dobrze wiesz
o czym. — Mrugnęła okiem i lekko się uśmiechnęła.
— Dziękuję. — Hermiona przytuliła
Ginny, a potem chciała uścisnąć Teddy’ego, ale on nie chciał jej puścić.
— Chcę iść z ciocią Mionką! Chciałbym
zobaczyć Draco — powiedział głośno i dosadnie.
— Teddy, nie mogę…
— Nie, śmiało — przerwał jej Harry. —
Obawiam się, że w niedługim czasie Ron wybuchnie, a nie chciałbym, żeby mój syn
uczył się takich słów. Za wcześnie na to.
Hermiona posłała przyjacielowi
znaczące spojrzenie, a potem przeniosła wzrok na Ginny, która lekko skinęła
głową. Kątem oka zerknęła na Rona. Patrzył oszołomiony i całkowicie
zdezorientowany.
— Przepraszam, Ron — wyszeptała
Hermiona, unikając jego wzroku, po czym podniosła Teddy’ego i wyszła z
pomieszczenia najszybciej jak się dało.
Kiedy zniknęła z pola widzenia, Harry
i Ginny spojrzeli na rodzinę Weasleyów, a potem na siebie.
— Cóż, Gin, chcesz czynić honory czy
ja mam to zrobić? — zapytał mężczyzna z nadzieją w głosie.
— Śmiało, Harry. Obawiam się, że jeśli
zaczęłabym to wszystko wyjaśniać, nie mogłabym przestać, a przy okazji moje
słownictwo byłoby takie barwne, że moja matka dostałaby zawału — mruknęła Ginny
dosadnie.
♥☆♥☆♥☆♥
Teddy owinął ręce bardzo mocno wokół
szyi Hermiony, która szybkim krokiem dobiegła do recepcji. Gdy była już na
miejscu, zatrzymała się i próbowała uspokoić oddech. Pielęgniarka przyglądała się
jej badawczo. Kilka sekund później panna Granger była w stanie mówić.
— Czy ktoś o nazwisku Malfoy dzisiaj
tu był? — zapytała desperacko.
Kobieta przeskanowała ją wzrokiem, a
potem zerknęła na Teddy’ego, który otworzył szeroko oczy i wyraźnie oczekiwał
na twierdzącą odpowiedź.
— Tak, na oddziale dziecięcym. Ale
przykro mi nie mogę pani powiedzieć, w którym pokoju leży, dopóki nie wyjaśni
pani, czy jest pani kimś z rodzi…
— Ona jest ze mną — powiedział znajomy
głos. Hermiona spojrzała w tamtym kierunku. — Sephina Mathews, matka Colby’ego
Malfoya. Proszę powiedzieć, w której sali leży mój syn.
Kilka minut później Hermiona szła za
Sephiną, a cisza pomiędzy nimi była niemal ogłuszająca. Teddy, pomimo swojej
gadatliwej osobowości, także nie odezwał się ani słowem. Jednak był pierwszym,
który krzyknął, gdy zobaczył swojego kuzyna.
— Draco!
Blondyn stał po jednej stronie
korytarza, a Lucjusz po drugiej. Obaj wyglądali prawie identycznie. Każdy
opierał się o ścianę ze skrzyżowanymi ramionami, patrząc wszędzie, ale nie na
siebie.
— Draco! — krzyknął znowu chłopiec.
Mężczyźni spojrzeli w jego kierunku.
Draco uśmiechnął się tak szeroko, że Hermiona zdębiała. Była tak zaskoczona, że
nawet nie zauważyła, że mężczyzna pobiegł do niej i mocno ją przytulił.
— Przyszłaś — powiedział, oddychając z
ulgą.
— Oczywiście — mruknęła z lekkim
uśmiechem.
— Draco, udusisz mnie! — wyszeptał
Teddy.
Blondyn odsunął się. Wziął chłopca z
rąk kobiety i podrzucił go do góry, powodując wybuch śmiechu.
— Przepraszam, mój ulubiony mikrusie.
Teddy zmrużył oczy ostrzegawczo, ale
nic nie powiedział.
— Draco — powiedział Lucjusz.
Wszyscy troje spojrzeli na niego.
Mężczyzna wskazał pielęgniarkę, która wyszła na korytarz.
— Draco Malfoy? — zapytała.
— Tak — odpowiedział krótko.
— Jeśli jest pan gotowy, możemy za
chwilę zacząć.
Westchnął.
— Oczywiście.
Skierował się w stronę drzwi, ale w
ostatniej chwili Hermiona złapała go za rękę.
— Idziemy z tobą.
Odwrócił się i spojrzał na nią.
— Wydaje mi się, że nie możecie. Na
pewno nie powinno tam być Teddy’ego. Dzieci nie powinny tego oglądać.
— Dam sobie radę — wykrzyknął Teddy z
oburzeniem.
Draco pokręcił głową.
— Teddy, igły których używają te
pielęgniarki są tak grube jak moja różdżka. — Draco pokazał mu swoją różdżkę. Oczy
chłopca rozszerzyły się i zadrżał z przerażenia.
— Obiecuję, że wrócę, a wtedy powiesz
mi, dlaczego ty i Potter musieliście tu się teleportować. — Draco lekko
pocałował Hermionę w czoło.
♥☆♥☆♥☆♥
— Więc, Hermiona jest teraz z fretką?
— zapytał Ron.
Ginny przytaknęła.
— Cóż, wydaje mi się, że naprawdę zawaliłem.
George i Ginny prychnęli, jakby to co
powiedział, było odkryciem roku.
♥☆♥☆♥☆♥
Hermiona trzymała Teddy’ego bardzo
blisko siebie, unikając przy tym kontaktu wzrokowego z Lucjuszem Malfoyem.
— Hermiono, czy twój syn chciałby
gorącej czekolady? — zapytała Sephina, podchodząc do niej z dwoma parującymi
kubkami.
Hermiona spojrzała na nią ze
zdziwieniem. W pierwszej chwili nie wiedziała, o co jej chodzi, ale sekundę
później dotarło do niej, że Sephina myśli, że Teddy jest jej synem.
— Oh, on jest, Teddy nie jest moim
synem. Jest tak jakby moim siostrzeńcem i… — Spojrzała na chłopca. — Teddy,
chcesz gorącą czekoladę?
Oczywiście skinął głową.
— Dziękuję — powiedziała, uśmiechając
się do Sephiny, po czym podała maluchowi parujący kubek. — Kochanie, co się mówi?
— Dziękuję. — Uśmiechnął się, zanim
wziął pierwszy łyk.
— Może też się napijesz? — zapytała
Sephina.
— Nie, dziękuję. — Panna Granger
uśmiechnęła się lekko. — Jak się trzymasz? — zapytała uprzejmie.
— Jestem, jestem… — wyszeptała kobieta
z wahaniem. — Boję się śmierci. — Po czym rozpłakała się. Łzy, które napłynęły
do jej oczu, spływały strumieniami po jej policzkach. — Colby jest moim
dzieckiem. Jeśli zabieg się nie uda, nie wiem co się stanie. Nawet nie chcę o
tym myśleć. Kiedy jesteś matką nie chcesz sobie wyobrażać tego, że twoje
dziecko umrze przed tobą. To zbyt okrutne.
Hermiona przytuliła szlochającą
kobietę.
— Czasami czuję, że to co się stało,
to moja wina. Colby choruje przeze mnie — powiedziała, upadając na podłogę.
Oczy Hermiony rozszerzyły się, gdy
ujrzała załamaną kobietę, opierającą się o jej kolana. Spojrzała w górę i
zobaczyła bladego z przerażenia Lucjusza.
— Los ukarał mnie za to, co zrobiłam
Draco i jego matce. Za to, że zniszczyłam tą rodzinę. Oko za oko. Rodzina za
rodzinę.
Lucjusz szybko znalazł się przy niej i
wziął ją w ramiona.
— Sephino! — wrzasnął płaczliwym
tonem. — Nigdy, nigdy tak nie mów…
♥☆♥☆♥☆♥
— Co do cholery? — wymamrotał Draco,
kiedy niemrawym krokiem wyszedł z sali. Czuł się bardzo słaby, myśląc o krwi i
szpiku kostnym, który mu pobrali… tak, dobrze, nie będzie o tym myślał. Tak
będzie najlepiej. Było mu niedobrze na samą myśl o tym, co mu zrobili. Powoli
wyszedł na korytarz i zobaczył… swojego dawcę spermy obejmującego Sephinę,
która trzymała Teddy’ego w swoich ramionach, a on lekko poklepywał ją po
plecach. Hermiona siedziała po drugiej stronie chłopca z kubkiem czegoś
parującego w ręce i nieprzyjemnym spojrzeniem na twarzy. Wydawało się, że
poczuła, że ją obserwuje, bo spojrzała w jego stronę.
— Draco! — krzyknęła, widząc go
opierającego się o framugę drzwi.
Trzy osoby na podłodze spojrzały w
górę.
Draco pomachał im słabo. — Przegapiłem
coś? — zapytał, zanim Hermiona podbiegła do niego i mocno przytuliła.
— Draco — wyszeptała tuż przy jego
twarzy i przesunęła dłonią po jego blond włosach.
— Tak, Hermiono? — Spróbował się
uśmiechnąć, ale okazało się, że nie ma wystarczającej ilości energii.
— Draco, dobrze się czujesz? —
zapytała, patrząc na niego z niepokojem. Nie wyglądał zbyt dobrze. Był bledszy
niż zwykle, prawie przezroczysty.
Sekundę później mężczyzna przewrócił
oczami, zachwiał się i runął na podłogę jak długi. Hermiona krzyknęła, gdy jej
chłopak upadł na nią, przy okazji przewracając ją razem ze sobą.
♥☆♥☆♥☆♥
Draco zamrugał oczami kilka razy,
zanim szeroko je otworzył. Pierwszą rzeczą jaką zobaczył była pielęgniarka
pochylająca się nad nim. Ta, która robiła zabieg.
— Obudziłeś się. To dobrze —
powiedziała, skanując go oczami.
Draco wymamrotał coś niezrozumiałego
pod nosem.
— Panie Malfoy, zasugerowałam panu,
żeby poleżał pan trochę w łóżku, zanim wyjdzie pan na korytarz. Zazwyczaj nie
mówię takich rzeczy bez przyczyny — skarciła go.
Prychnął pod nosem.
Kiedy pielęgniarka wyszła, poczuł ciepło
dochodzące z jego lewej dłoni. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył Hermionę
Granger trzymającą ją za rękę i opierającą policzek o brzeg łóżka.
— Hermiono?
Gdy usłyszała swoje imię, szybko
podniosła się i spojrzała na niego spod przymkniętych powiek. — Draco? —
zapytała sennie.
— Tak.
Uśmiechnęła się i spontanicznie
rzuciła się w jego stronę.
— Draco! — wrzasnęła płaczliwym tonem.
— Co się stało?
— Zemdlałeś. To się stało. Przy okazji
wystraszyłeś mnie na śmierć — powiedziała, obejmując go i ukrywając twarz w
zagłębieniu jego szyi.
— Przepraszam za to.
— Merlinie — mruknęła zanim lekko dała
mu kuksańca w bok. — Dlaczego nigdy nie słuchasz innych?
— Um, to pewnie przez złe geny —
zażartował.
Hermiona wstała i skrzyżowała ramiona.
Przez chwilę wyglądała na rozgniewaną, ale sekundę później uśmiechnęła się
lekko, wyraźnie rozbawiona jego odpowiedzią.
Blondyn westchnął. — Nie chcę spędzić
tu ani minuty dłużej.
Kobieta nachyliła się nad nim i
odgarnęła niesforny kosmyk włosów z jego twarzy. — Dobrze postąpiłeś, Draco.
Colby miał operację dwadzieścia osiem minut temu. Jest stabilny i lekarze
myślą, że przeszczep się udał. Jest duża szansa, że wydobrzeje i będzie żyć jak
inne dzieci.
Malfoy uśmiechnął się lekko.
— Ale jest jedna rzecz. — Kobieta
zagryzła wargę.
Spojrzał na nią wyczekująco.
— Będziesz musiał być dawcą przez
kolejne dwa lata, co sześć miesięcy. Czyli cztery razy.
Zmarszczył brwi, próbując przetrawić
to, co powiedziała. Gdy zrozumiał o co chodzi, poczuł, że robi się blady.
Zgodnie z oczekiwaniami Hermiony, znowu zemdlał.
— Merlinie, co za mięczak. Zachowuje
się gorzej niż Harry — westchnęła.
Cóż, Draco bardzo się zmienił, ale niektóre
rzeczy nigdy się nie zmienią. Draco Malfoy, pomimo dorastania i dojrzewania, w
obliczu bólu zachowywał się jak mięczak.
♥☆♥☆♥☆♥
Teddy siedział wśród Weasleyów na
kolacji w Norze. Odsunął ziemniaki na bok talerza.
— Teddy, jedz ziemniaki — poprosiła
Ginny.
Chłopiec jęknął, ale wziął mały
kawałek na widelec.
— Co się dzieje, dzieciaku? — zapytał
George, pochylając się w jego stronę.
— Chciałem zostać z ciocią Mionką w
szpitalu. — Dąsał się maluch.
Ron poderwał się ze swojego miejsca. —
Co?
— Wiem, Teddy, ale Hermiona chciała
zająć się Draco i nie mogłaby tego zrobić, gdyby dodatkowo musiała zajmować się
tobą — mruknął Harry.
— Mógłbym sobie znaleźć jakieś
zajęcie, ale chciałem tam być, żeby upewnić się, że z Draco wszystko porządku.
Nie wyglądał zbyt dobrze, bo wbili mu taką wielką igłę, która grubością
przypomina jego różdżkę — wymamrotał chłopiec.
Ron próbował zrozumieć to, co powiedział
Teddy i zrobiło mu się niedobrze. Co dokładnie łączyło Hermionę z fretką? W
jaki sposób Malfoy przekonał do siebie to dziecko? Za każdym razem, gdy Teddy
patrzył na niego, widział wrogość w jego oczach, chociaż domyślał się, że takie
małe dziecko nie ma pojęcia co znaczy to słowo. Co mógłby zrobić żeby odzyskać
Hermionę? Oczywiście miał zamiar to zrobić. Nie wiedział, czy mógłby bez niej
żyć. Ona naprawdę była dla niego wszystkim i musiał znaleźć sposób, żeby jej to
udowodnić.
♥☆♥☆♥☆♥
Hermiona obudziła się następnego
ranka, czując zapach świeżo parzonej kawy. Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła
parującą filiżankę na małym stoliku w jej pokoju. Bluszczyk naprawdę ją
rozpieszczała. Wstała z łóżka i podeszła do stolika. Najpierw powąchała napój,
po czym wzięła pierwszy łyk. Tego jej było trzeba. Usiadła na krześle i
rozwinęła Proroka Codziennego. Kiedy zobaczyła nagłówek na pierwszej stronie,
od razu tego pożałowała.
WIADOMOŚĆ
OD RONA WEASLEYA DO DRACO MALFOYA: WYZYWAM CIĘ NA POJEDYNEK W QUIDDITCHU. MOJA
DRUŻYNA PRZECIWKO TWOJEJ O RĘKĘ HERMIONY.
PŁATNA
reklama Rona Weasleya.
To był tytuł. CO. DO. CHOLERY!
Hermiona wpatrywała się w tytuł
reklamy przez minutę. Czuła buzującą złość. Mecz Quidditcha o jej rękę? Czy Ron
nie tylko stracił pamięć, ale także mózg? Co do cholery jest z nim nie tak?
Jeśli myślał, że to romantyczny gest, to grubo się myli. Miała przeczucie, że
niedługo się o tym przekona.
HERMIONA
GRANGER NIEWINNĄ CZAROWNICĄ CZY NOTORYCZNĄ NIERZĄDNICĄ?
Autorstwa
Rity Skeeter
Hermiona prychnęła, gdy zobaczyła małą
kolumnę z prawej strony reklamy Rona. Oczywiście Skeeter musiała wsadzać nos w
nie swoje sprawy.
___________
Witajcie :) w ten sobotni wieczór publikuję nowy rozdział. Tak jak obiecałam, pojawia się szybko. Jak wrażenia? Jestem bardzo ciekawa Waszej reakcji na przedstawione wydarzenia. Oczywiście Draco zachował się tak jak powinien. Cieszę się, że to zrobił mimo tego że boi się igieł (hah jednak mamy coś wspólnego xD). Jak widzicie, Ron nie zamierza odpuścić. Ale to czy dojdzie to meczu, wyjaśni się w kolejnych rozdziałach.
Historia powoli dobiega końca. Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej jest mi strasznie smutno, bo przyzwyczaiłam się do Teddy'ego, Draco i Hermiony. Nawet nie przeszkadza mi Blaise, a to bardzo rzadko występująca sytuacja. Kolejny rozdział powinien pojawić się w przyszłym tygodniu, ale nie wiem dokładnie kiedy, dlatego nie będę nic obiecywać.
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!